Jak wiele osób zmagających się z otyłością - mam za sobą kilka razy rozpoczynane diety. Jedna z nich (Dukan) miała spektakularne wyniki, które sama zaprzepaściłam, przerywając dietę bez fazy utrwalenia. Minęło od tego czasu 10 lat, waga wróciła do wyjściowej, ale pomimo, że zjadam dużo węgli (słodycze, pieczywo, cola), od tych 10 lat waga praktycznie stoi. To jest ta optymistyczna wiadomość. Niestety - pozostałe są pesymistyczne. Insulinooporność, niefajna cera, zmęczenie, kłopoty ze stawami, kręgosłupem, depresja, zdziczenie (bo gdzie z takim ciałem do ludzi), nadciśnienie, może początki cukrzycy. Od roku dojrzewam do - nie żadnej diety - tylko do totalnej zmiany sposobu odżywiania. W myśl zasady: "swoje już w życiu przeżarłam", czas zająć się swoim zmaltretowanym, biednym ciałem. Doświadczenia po dietach - różnych - dały mi dość dużą wiedzę na temat tego, co mi szkodzi i jaki jest typ mojego metabolizmu. Jedynym ratunkiem dla mnie jest zminimalizowane spożycia węgli - bo to przez nie tyję. Podstawą jest wyjście od uzależnienia od cukru i glutenu.
Aby rozwiać wszelkie wątpliwości - nie uważam diety Dukana za złą. Wręcz przeciwnie - stosowana mądrze i zgodnie z zaleceniami (a nie wg własnego widzimisię), absolutnie nie szkodzi. Ja w trakcie diety miałam piękną cerę, włosy, paznokcie - pomimo zbliżającej się czterdziestki i szybkiej utraty masy ciała (ze sportu jedynie pływanie) - skóra ładnie się kurczyła. Wyniki krwi też się poprawiły, szczególnie tarczycy. Po diecie pozostał mi nawyk czytania etykiet. Ale co z tego. Jadłam potem i jem źle. Ale na tym koniec.
|